Przegrana bitwa, ale wojna wciąż trwa
- Przegraliśmy bitwę, ale nie przegraliśmy wojny. Teraz jedziemy do Tychów po to, by ta rywalizacja dalej trwała - twierdzi napastnik Comarch Cracovii Filip Drzewiecki po przegranym 1:3 meczu z GKS-em Tychy.
Comarch Cracovia po niezwykle udanym sobotnim meczu i wygranej 7:4, w niedzielę nie była w stanie powtórzyć dobrego wyniku i uległa 1:3.
- Wiadomo, że mecz meczowi nierówny. Przegraliśmy bitwę, ale nie przegraliśmy wojny. Teraz jedziemy do Tychów po to, by ta rywalizacja dalej trwała - mówi napastnik Comarch Cracovii Filip Drzewiecki.
Już w 17. sekundzie meczu rywale objęli prowadzenie, po tym jak Marcin Kolusz dobił uderzenie Petra Kuboša z dystansu, czym zaskoczył Rafała Radziszewskiego. Krakowianie wprawdzie odrobili straty po golu Petra Kalusa z 7. minuty, jednak tuż przed końcem pierwszej odsłony tyszanie ponownie objęli prowadzenie. Po raz kolejny krakowianie łapali również sporo kar. Ostatecznie sędziowie po stronie gospodarzy naliczyli aż 24 minuty wykluczeń.
- Dziś daliśmy z siebie wszystko. Taki jest hokej w jednym dniu wychodzi wszystko w drugim mniej. Nie mieliśmy dziś szczęścia, krążek uderzał w słupki i poprzeczki. Teraz jedziemy do Tychów i nie możemy tam przegrać- mówi popularny "Drzewko". - Sporo czasu graliśmy w przewadze, ale też i w osłabieniu. Także można powiedzieć, że to się wyrównało. Gdy gra się w osłabieniu to tych sił zaczyna brakować, bo wiadome, że grając w czterech trzeba pracować na lodzie jak za pięciu. Traci się wtedy sporo sił, co pokutuje grą w przewadze i o ten ułamek jest się wolniejszym - dodaje.
Tyszanie w całej rywalizacji prowadzą już 3:1 i do ostatecznego tryumfu brakuje im już tylko jednego zwycięstwa. Okazja do tego nadejdzie w środę 29 marca. Jeśli GKS zwycięży zapewni sobie tytuł najlepszej drużyny w kraju, a w przeciwnym razie rywalizacja wróci pod Wawel. Szósty mecz zaplanowano na 31 marca.
Komentarze