Peter Ekroth o "aferze szlifierkowej": Byłem przecież ofiarą
Były trener reprezentacji Polski Peter Ekroth w 2016 roku po zwolnieniu z MH Automatyki Gdańsk został oskarżony o kradzież szlifierki do ostrzenia łyżew. Szwedzki szkoleniowiec opowiada w wywiadzie o kulisach tej sprawy ze swojej perspektywy.
Ekroth udzielił długiego wywiadu szwedzkiemu portalowi hockeysverige.se, w którym opowiedział o całej swojej karierze zawodniczej i pracy trenera. W naszym kraju najpierw prowadził reprezentację, a po 7 latach wrócił jako trener MH Automatyki Gdańsk.
- Podpisałem wtedy w Gdańsku kontrakt na 3 lata. Wszystko było dobrze, a robiliśmy rzeczy trochę inaczej. Trenowaliśmy ciężko, czego się latem w Polsce nie robi. Tam robią tylko trochę pompek i grają w piłkę - mówi Ekroth o swojej pracy w Gdańsku. - Mieliśmy słabą drużynę i wiedzieliśmy, że my i Toruń zajmiemy dwa ostatnie miejsca i będziemy musieli grać o utrzymanie. Inne drużyny były zbyt dobre. Mimo to udało nam się zagrać niewiarygodnie dobre mecze i nawet wygrać z Cracovią oraz Tychami, które były naprawdę dobrymi zespołami.
W rzeczywistości w sezonie 2016-17 do momentu zwolnienia Ekrotha pod koniec listopada zespół wygrał trzy ligowe mecze - dwa z SMS PZHL Sosnowiec i jeden z JKH GKS-em Jastrzębie.
- Do grudnia szło dobrze, ale spotkaliśmy się na wyjeździe z Toruniem i przegraliśmy. Działacze przyszli do mnie i powiedzieli, że zostanę zwolniony. Że wyniki nie są zadowalające i tak dalej - opowiada Ekroth.
Od władz klubu miał usłyszeć, że nie widzą postępów drużyny.
- Ja sam widziałem wielki postęp tej drużyny. Zacząłem w maju z chłopakami, którzy ledwo umieli jeździć na łyżwach albo prawie wcale nie umieli się podciągnąć na drążku - mówi.
Po utracie posady trener domagał się wypłaty odprawy. Klub twierdził jednak, że nie jest mu ona należna, ponieważ bezpośrednią przyczyną zwolnienia było nieprzyznanie przez Polski Związek Hokeja na Lodzie szkoleniowcowi licencji na prowadzenie drużyny w ekstraklasie, a Ekroth, mimo kilkukrotnych próśb, nie przedstawił szwedzkich dokumentów trenerskich, które uprawniały go do pracy w najwyższej klasie rozgrywkowej w naszym kraju.
- Zostałem zwolniony, ale powinni mi zapłacić odprawę w wysokości 200 tysięcy koron (ok. 91 tysięcy złotych). Zaczęli kluczyć i kłamać, że nie miałem licencji i tak dalej, więc zatrudniłem adwokata - mówi Szwed.
Sprawa jego zwolnienia z gdańskiego klubu miała epilog w postaci wyniesienia przez niego szlifierki do ostrzenia łyżew o wartości 16 tysięcy złotych z hali Olivia, co zarejestrowała kamera monitoringu.
- Sam byłem zaangażowany w zakup tej szlifierki. Oni wcześniej musieli jeździć do miasta, żeby ostrzyć łyżwy u jakiegoś faceta - mówi Ekroth.
Według jego wersji nie chciał urządzenia ukraść, a raczej zrobić na złość klubowi, z którym pozostawał w sporze o pieniądze. I miał plan, by sprzęt oddać przed powrotem do ojczyzny.
- Ja i moja partnerka Eva poznaliśmy parę - szwedzkiego strażaka z Mariestad i jego polską dziewczynę. W niedzielę trochę posiedzieliśmy i poimprezowaliśmy. We wtorek Gdańsk miał grać kolejny mecz, a w czwartek mieliśmy wracać do Szwecji. W każdym razie pojechałem z tym Szwedem do hali, a miałem jeszcze klucze. Zabrałem tę szlifierkę i pojechałem do domu. Myślałem wtedy, że nie będą w stanie przygotować łyżew na mecz - mówi Ekroth. - Później bym tę maszynę oddał, obejrzał mecz, a następnie wrócił do domu. Oczywiście nie miałbym jej w swoim bagażu.
Sprawa zakończyła się jednak dla niego zatrzymaniem przez policję, która znalazła szlifierkę w jego samochodzie. Dowodem przeciwko niemu był zapis monitoringu z hali, na którym było widać trenera wynoszącego urządzenie.
- Policjanci skontaktowali się z pokrzywdzoną firmą i przyjęli od niej zawiadomienie o przestępstwie. 56-letni obywatel Szwecji usłyszał zarzut włamania do pomieszczenia i kradzieży z wnętrza sprzętu wartego ok. 16 tys. zł. Sprawca przyznał się i dobrowolnie poddał się karze - informowała wówczas Komenda Miejska Policji w Gdańsku.
- Kiedy się pakowaliśmy, przyjechała policja. Była z nimi żona właściciela mieszkania, w którym mieszkaliśmy i człowiek zajmujący się sprzętem w klubie. Pokazali mi zdjęcie z monitoringu jak wychodzę z hali ze szlifierką w torbie na zakupy. Wiedziałem, że jest "pozamiatane" i dostali tę szlifierkę - opowiada Ekroth o tamtych wydarzeniach.
Trener pojechał na komisariat, gdzie składał wyjaśnienia.
- Kiedy poszedłem na górę do mieszkania, powiedziałem Evie, że "na chwilę wychodzę", bo musiałem jechać na policję. Tam z kolei siedziałem w celi. Później przyjechał ktoś z ambasady i rozmawialiśmy - mówi. - Musiałem tam siedzieć przez pięć godzin, ale nic więcej się nie stało. Eva oczywiście bardzo się martwiła. Opuściła mieszkanie i zatrzymała się w hotelu. Spędziliśmy tam kolejną noc, a później wróciliśmy do domu.
Ekroth ma wciąż pretensje o to, że media nadały sprawie przesadny rozgłos.
- Mamy dziennikarza, który zrobił z tego wielki reportaż. Rozmawiałem z nim, ale kiedy zobaczyłem to w mediach zadzwoniłem do niego i zrobiłem mu awanturę. Powiedziałem, że mógł do mnie zadzwonić, a on publicznie mnie oskarżył - mówi były szwedzki trener. - Mówiłem, że byłem przecież ofiarą, która nie dostała pieniędzy, jakie się jej należały.
Najbardziej nie spodobało mu się, że w artykułach o całej sprawie znalazła się informacja, że grozi mu do 10 lat pozbawienia wolności. To maksymalna kara przewidziana w polskim prawie za włamanie z kradzieżą, a taki zarzut usłyszał według policji. On sam jednak przyznał się do winy i dobrowolnie poddał karze, a także oddał zabrany z hali sprzęt, więc sprawa rozeszła się po kościach.
- Zabawne, że jako dziennikarz publikujesz tekst w gazecie, tak jak on to zrobił bez poznania tła sprawy. Napisał, że mogę dostać 10 lat więzienia... Rzadko dostajesz 10 lat nawet jak kogoś zamordujesz - mówi Szwed.
Peter Ekroth w Polsce pracował nie tylko z MH Automatyką Gdańsk, ale także z reprezentacją naszego kraju, w której zastąpił w 2008 roku Rudolfa Roháčka. Jak do tego doszło?
- Mariusz Czerkawski grał swój ostatni sezon w karierze w Rapperswil-Jona Lakers i jego trenerem był Morgan Samuelsson, a ja byłem tam odwiedzić Morgana. Następnego lata zadzwonił do mnie Mariusz i zaproponował pracę trenerską. Chciał Szweda, ponieważ był w Szwecji i podobał mu się szwedzki model - opowiada Ekroth. - Pojechałem więc do Polski. Czeski trener Rudolf Roháček, który nadal pracuje w Cracovii, nie był lubiany, więc dostałem za niego tę pracę.
Reprezentacja pod wodzą Ekrotha przegrała w Sanoku z Japonią walkę o awans do finałowej rundy kwalifikacji do Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Vancouver, a następnie zajęła w Toruniu 4. miejsce w Mistrzostwach Świata I dywizji. Sam trener przekonuje jednak, że był to bardzo udany czas dla naszej drużyny narodowej.
- To był cholerny sukces, a ja zebrałem wiele pochwał. Mówili, że nie widzieli tak dobrej reprezentacji Polski na Mistrzostwach Świata od lat 70. A kontakt, jaki złapałem z chłopakami... - wspomina. - Nagle mieli gościa, który na nich nie pluł i nie uderzał w nich. Stworzyliśmy świetną grupę. Dostałem też dużo wsparcia od kumpla Mariusza, Wojciecha Tkacza, który grał jeden sezon w Szwecji w Morze. Bardzo się zbliżyliśmy i również teraz jesteśmy niesamowicie dobrymi przyjaciółmi.
Ekroth po odejściu z reprezentacji Polski pracował w czwartej lidze szwedzkiej w klubie Häradsbygdens SS, w którym wcześniej kończył swoją karierę zawodniczą. Z kolei po pożegnaniu z Gdańskiem wyjechał do Australii, gdzie krótko prowadził drużynę Melbourne Ice, a w poprzednim sezonie w austriackim Kitzbüheler EC w Lidze Alpejskiej pełnił funkcję asystenta Charlesa Franzéna, znanego polskim kibicom z pracy w Unii Oświęcim.
Czym były selekcjoner reprezentacji Polski zajmuje się teraz?
- Jestem prawdziwym emerytem i mam w Leksand swój raj, nad którym pracowałem przez ostatnie 10 lat - mówi, dodając, że śledzi poczynania syna Olivera, który jest piłkarzem ligi islandzkiej. Jego córka Petronella także grała w piłkę nożną i zdobyła m.in. mistrzostwo oraz Puchar Włoch w barwach Juventusu. - Poza tym staram się dbać o siebie i czuć się dobrze - kończy 62-letni Ekroth.
Komentarze
Lista komentarzy
nochu1
Takie bajki to Szwedom. Ukradłem, żeby oddać...