Paszek: Możemy tylko pogratulować rywalom mistrzostwa
Re-Plast Unia Oświęcim zdobyła srebrny medal mistrzostw Polski. Biało-niebiescy w finale play-off ulegli GKS-owi Katowice 0:4, będąc zespołem słabszym w każdym elemencie hokejowego rzemiosła. – Każdy z nas się starał, każdy dał z siebie maksimum. Nie wyszło i nie udało się – powiedział Kamil Paszek, obrońca Unii.
Żal, smutek, rozczarowanie – te i inne odczucia z pewnością towarzyszyły zawodnikom biało- niebieskim po finale play-off.
– Wynik 0:4 wygląda bardzo brutalnie, ale to nie jest tak, że odpuściliśmy ten finał. Każdy z nas się starał, każdy dał z siebie maksimum. Nie wyszło i nie udało się. To GKS Katowice wygrał cztery razy, więc możemy pogratulować mu mistrzostwa – wyjaśnił Kamil Paszek, obrońca Re-Plast Unii Oświęcim.
Podopieczni Toma Coolena przekonali się, że kapitał w postaci objęcia prowadzenia w meczu finałowym jest ogromny. To był zastrzyk sił fizycznych i mentalnych, po którym grało się znacznie łatwiej.
– To prawda. Inaczej się gra, jak się prowadzi, a całkiem inaczej, gdy trzeba gonić – zwrócił uwagę 25-letni defensor, a następnie dodał: – Brak dyscypliny i indywidualne błędy zaważyły o tym, że traciliśmy bramki. W meczu numer trzy złe zachowania na linii niebieskiej kosztowały nas stratę dwóch bramek. Poszła jedna kontra, potem druga, a taki gole podłamują cały zespół. Zwłaszcza, gdy goni się wynik.
Piętą achillesową oświęcimskiego zespołu była słaba gra w przewagach. Ten element na etapie finału jest niezwykle ważny i pozwala rozstrzygać o losach spotkań. Co gorsza, biało-niebiescy podczas własnych gier w przewagach tracili gole.
– W tym drugim przypadku jesteśmy chyba rekordzistami w tym sezonie, a jeśli nie, to znajdujemy się w ścisłej czołówce (4 gole stracone w sezonie zasadniczym i 3 w play-off – przyp. red.). Przewagi, zwłaszcza w fazie play-off nam nie szły. Zresztą w półfinale Pucharu Polski też nie były naszą domeną. Szkoda, bo GieKSa pokazała, że potrafi wykorzystać jedną grę w przewadze i dzięki niej albo wygrać mecz, albo wykonać ważny krok w kierunku zwycięstwa – wyjaśnił Paszek.
Katowiczanie w finale okazali się zespołem grającym w sposób bardziej dojrzały i wyrachowany. Lepiej wyglądali też pod względem dynamiki i poruszania się po tafli.
– Zbudowali solidną drużynę: od bramkarza, poprzez obronę i atak. Grzesiek Pasiut, Patryk Wronka i Bartek Fraszko dali zespołowi bardzo dużo. Dołożyli sporą cegiełkę do tego tytułu mistrzowskiego. Trzeba im pogratulować i wyciągnąć wnioski na nowy sezon. Na pewno w przyszłym roku będziemy chcieli ponownie znaleźć się w tym miejscu, ale zaprezentować się znacznie lepiej – dodał obrońca biało-niebieskich.
Trzeba też zaznaczyć, że ekipa z Chemików 4 zagrała w finale po raz pierwszy od 17 lat. Sięgnęła po swój dziewiąty srebrny medal w historii.
– Na pewno cieszymy się z tego, że udało nam się do tego finału awansować i sprawić radość naszym kibicom, którzy jak za starych dobrych czasów wypełnili obiekt. Mamy nadzieję, że w przyszły sezonie będą nas wspierać tak samo licznie – podkreślił Kamil Paszek, który odniósł się też do trudnego początku sezonu.
– We wrześniu nie było kolorowo. Po czterech kolejkach zajmowaliśmy przecież ostatnie miejsce w lidze i wtedy nikt wtedy nie myślał, że zagramy w finale play-off. Było wiele trudności: kontuzje, choroby i odejścia zawodników. Mimo to dawaliśmy z siebie wszystko. Razem przegrywaliśmy i razem wygrywaliśmy. Nie udało nam się sięgnąć ani po Superpuchar Polski, ani awansować do finału Pucharu Polski. Nie zdołaliśmy też zająć pierwszego miejsca po sezonie zasadniczym. Mimo wszystko staraliśmy się grać jak najlepiej, grać swoje i zająć jak najwyższe miejsce – zakończył wychowanek oświęcimskiego klubu.
Komentarze