Hokej.net Logo

Martin Látal: Trener Rudolf Roháček mówi, że wiek to tylko liczba

Martin Látal, napastnik Comarch Cracovii (fot. cracovia-hokej.pl)
Martin Látal, napastnik Comarch Cracovii (fot. cracovia-hokej.pl)

Syn mistrza Czechosłowacji i bratanek zawodnika NHL. Jako utalentowany junior dorastał z wielkimi czeskiego hokeja, w młodości otarł się nawet o NHL. Wraz z żoną uratowali od wojennego dramatu blisko 40 osób. Obecnie, choć ma już 36 lat, jest jednym z liderów Comarch Cracovii, a wraz z rodziną mieszka szczęśliwie w Krakowie. Poznajcie Martina Látala, napastnika „Pasów”, który w wielowątkowej rozmowie Jakubem Noskowiakiem zaprezentował swoje drugie, nie do końca hokejowe, oblicze. Czas na część pierwszą. 

HOKEJ.NET: – Jak dorasta się w hokejowej rodzinie? Bo gdzie nie spojrzeć, wśród najbliższych masz byłego lub obecnego zawodnika…

Martin Látal: – To prawda. Mój tata, Jaromír, grał w Extralidze, z kolei wujek, Jiří Látal, był NHL. Brat Jan występował za to nawet w Polsce, w Jastrzębiu. Więc było oczywiste, że hokej będzie u mnie pierwszą opcją, jeżeli chodzi o sport.

Co prawda próbowałem grać w piłkę, ale zdecydowanie lepiej wychodziło mi z krążkiem i kijem, niż z futbolówką. Jednakże to, że miałem w rodzinie tak znakomitych hokeistów, powodowało, że ciężko było mi dorastać w cieniu. Od początku ciążyła na mnie ogromna presja, ponieważ ludzie patrzyli na mnie inaczej. „Twój tata i wujek byli utytułowani, to ty też musisz być” – tak mnie postrzegano. To było dla mnie trudne, szczególnie, jak byłem dzieckiem. Z drugiej strony, później łatwiej było mi się przyzwyczaić do presji. Do tego, że w profesjonalnym sporcie każdy wymaga od Ciebie maksimum.

Ojciec też nakładał tę presję? Chciał, abyś tak jak on, był hokeistą?

– Myślę, że to klasyczna sytuacja, że jeśli ojciec był hokeistą, to chciałby, aby jego syn też grał. Mój tata był i jest dla mnie dobrym ojcem, ale presja związana z nim była ogromna. Kiedy miałem zły mecz czy okres, potrafił przyłożyć czy zostawić mnie na lodowisku samemu. Czasem w drodze powrotnej kazał mi biec albo jechać na rowerze, a sam popędzał mnie kierując autem za plecami. Z perspektywy czasu uważam, że było to trochę zbyt surowe, ale on chciał dla mnie najlepiej. Myślę, że cel swój osiągnął, bo karierę miałem całkiem udaną.

To surowe wychowanie i presja wyrobiła u Ciebie charakter?

– Zdecydowanie, pomogło mi to w życiu. Dzięki temu mogłem sobie poradzić w każdej sytuacji.

Mimo presji, już jako młody odnosiłeś sukcesy - w Kladnie, w juniorach, występowałeś z takimi zawodnikami, jak Jakub Voráček czy David Krejčí, z którymi osiągałeś świetne rezultaty.

– Jak grałem w Kladnie, spotkałem wielu utytułowanych zawodników. Voráček, Krejčí, Jiří Tlustý, Ondrej Pavelec, Michael Frolík - to tylko niektórzy grający tam ze mną. Miałem świetny zespół i starałem się z tego korzystać. Potem na swojej drodze też występowałem z wybitnymi graczami czy to w Kladnie z Jaromirem Jagrem, czy Tomášem Plekancem, czy w Sparcie z Davidem Výborným i Martinem Ručinským. W perspektywie czasu dużo na tym zyskałem.

To, że grałeś z takimi nazwiskami, rozwijało Cię?

– W czasach juniorskich byliśmy na podobnym poziomie. Rozwalaliśmy wówczas ligę i zdobywaliśmy trofea. Potem jednak, aby być w NHL, musisz mieć coś wyjątkowego. Voráček, Tlustý czy Frolík to posiadali, dzięki czemu wyrośli na znakomitych zawodników.

Chciałbym chwilę zatrzymać się przy Voráčku. Czułeś, że zostanie on jedną z największych gwiazd NHL?

– Kiedy miał 17 lat, nie jeździł za dobrze na łyżwach. Świetnie kontrolował krążek, podawał, ale był słabym łyżwiarzem. W juniorach pojechał do Kanady i nie widziałem go przez rok, ale gdy potem się spotkaliśmy, strasznie się zmienił. Nie poznawałem go. Z chudego gościa stał się mięśniakiem, a gdy weszliśmy na lód, to wręcz latał po nim. Pozyskał niesamowite umiejętności jazdy na łyżwach i stał się w zasadzie zawodnikiem kompletny i kiedy graliśmy we dwójkę w Kanadzie, był najlepszy w lidze. Potem poszedł do NHL, a reszta jest już historią.

Z Voráčkiem wychowywałeś się jako hokeista w Kladnie, razem jeździliście również na zgrupowania czeskiej reprezentacji juniorów. Łączyła Was w tamtym czasie bliska relacja?

– Mieliśmy taką w tym okresie, ale potem nasze drogi się rozeszły. On poszedł do NHL, a ja zostałem w Czechach. Nie widzieliśmy się przez lata. Od czasu do czasu wspólnie spotykamy się, aby pogadać, ale to wszystko.

A Ty byłeś utalentowanym juniorem?

– Uznawano mnie za talent, ale myślę, że w latach młodości powinienem ciężej pracować. Jak przeszedłem z juniora do seniora, zawodnicy byli więksi i mocniejsi ode mnie. Ja byłem drobny, w związku z tym powinienem wówczas poświęcić więcej czasu na rozwój samego siebie. Zacząłem pracować nad tym później i dopiero wtedy chwytałem rzeczy, które powinienem załapać wcześniej. Przypuszczam, że miałbym wówczas inną karierę, może lepszą.

Jednak i tak dużo osiągnąłeś - w 2006 roku zostałeś wybrany do NHL przez Phoenix Coyotes. 

– Oczywiście. Czułem wówczas, że spełniam marzenia. Na camp w NHL pojechałem jednak jako 18-latek, czyli de facto dzieciak. Trafiłem tam w krąg o wiele mocniejszych fizycznie zawodników. Tak wtedy było, szczególnie w NHL, rywale byli masywni i silni, ja z kolei - drobny i mały. Wprawdzie byłem szybszy, ale nie miałem wystarczających warunków do gry na tym poziomie. To był zupełnie inny hokej, niż dzisiaj. Myślę, że gdybym w obecnym czasie był draftowany, poradziłbym sobie lepiej. Miałbym większe szanse, ponieważ teraz ten sport nie jest aż tak fizyczny. Jest więcej gry, aniżeli starć.

Problemem z pewnością musiały być też inne czynniki – język obcy, kraj, kontynent czy kultura…

– Kiedy tam pojechałem, nie znałem słowa po angielsku, więc przez pierwsze miesiące nie potrafiłem z nikim w szatni porozmawiać. Trener coś do mnie gadał, ale ja tego nie rozumiałem. Koledzy mi nie pomagali, byłem całkowicie sam, bez znajomych, rodziny, czy opiekujących się mną ludzi. To było dla mnie, jako juniora i dzieciaka, trudne. Było to jednak świetne doświadczenie. Jestem szczęśliwy, że przeszedłem ten czas i uważam, że taki krok powinienem zrobić jeszcze wcześniej, nawet w wieku 16 lat. Z pewnością moje losy inaczej by się potoczyły…

A nie przychodzi Ci czasem na myśl, że mogłeś zrobić coś lepiej?

– Oczywiście. Choć z drugiej strony, czego mogłem się po sobie spodziewać? Zawodnicy mówili coś do Ciebie, a ty nie rozumiałeś, przez co ciężko było się odnaleźć. Dwa lata spędzone w juniorach w QHMJL w moim wykonaniu były jednak poprawne, dzięki czemu potem spłynęły jeszcze oferty z ECHL. Wówczas jednak te rozgrywki głównie opierały się na bójkach i starciach, więc pomyślałem sobie, że jeśli warzę 72 kilogramy, to przecież mnie tam zabiją. Chciałem rozwijać swój hokej, więc najlepszą rzeczą, którą mogłem zrobić, był powrót do domu.

Odbiegając na chwilę od hokeja… jak scharakteryzowałbyś się jako człowiek? Jaki jesteś poza lodem?

– Jestem ojcem i mężem, trzy lata temu urodziła mi się córka. Z tego względu w ostatnim czasie moje życie się zmieniło. Wcześniej to była zabawa, spanie, filmy, czasami imprezy, choć nie za często, bo w Czechach nie ma gdzie na nie chodzić. Potem trochę się ustabilizowałem, wziąłem ślub, a trzy lata temu przyszło na świat dziecko, które kocham. Jestem więc teraz pełnoetatowym, dumnym tatą.

Nie od dziś wiadomo, że narodziny dziecka zmieniają człowieka. 

– Zdecydowanie. Już małżeństwo trochę Cię zmienia, ale nie tak bardzo, jak dziecko. Dziecko odwraca Twoje życie o 180 stopni – już nie patrzysz na siebie, tylko na nie. Wcześniej, bez córki, byłem porywczy i zwariowany. Jak kiedyś mogłem sobie pospać dłużej, to teraz, z dzieckiem, nie jest to za bardzo możliwe. Nie raz koledzy z drużyny to czują, kiedy to po pięciu godzinach snu delikatnie się denerwuję o błahostki. Ale znów – to życie, które kocham.

Pociągając wątek Twojego życia prywatnego, chciałem dopytać o żonę, Irynę. Robiąc research przed naszym dzisiejszym spotkaniem, doczytałem się, że jest ona Ukrainką i że w ostatnim roku angażowała się w pomoc ofiarom wojny z jej wielodzietnej rodziny. Opowiedziałbyś trochę o tym?

– Kiedy wojna się zaczęła, potężna rodzina Iryny, która liczy prawie 40 osób, potrzebowała pomocy. W Wielkiej Brytanii, gdzie wówczas grałem, żona zorganizowała zbiórkę dla potrzebujących członków. Wtedy pomogło nie tylko Sheffield, ale także i inne zespoły z ligi, a w sumie zebraliśmy 700 tysięcy koron czeskich (125 tysięcy złotych). To dużo pieniędzy, które pozwoliły zapłacić za podróż, mieszkania, jedzenie i życie w Czechach. Dzieciom opłaciliśmy prywatnych nauczycieli języka, dzięki czemu mogły one potem pójść do szkoły. Założyliśmy również w Kladnie sierociniec, w którym mieszkały samotne dzieci, których rodzice zostali zabici podczas walk. Ich los był okropny... Z czasem te środki niestety się wyczerpały, ale całe szczęście wszyscy ci, którym pomogliśmy, prowadzą już normalne życie. Pracują i są bezpieczni.

Jesteś dumny z tego, co zrobiliście?

– Myślę, że gdybym był w takiej sytuacji, gdyby wojna przyszła do Czech, miałbym nadzieję, że ktoś zza granicy mi pomoże. Kiedy widzisz, że kogoś dotykają przerażające realia wojny, które wcześniej widziałeś jedynie na filmach, chcesz im pomóc. Oglądając filmiki czy czytając wiadomości zaraz po wybuchu konfliktu, moja żona nie potrafiła spać w nocy. Musieliśmy coś zrobić, aby pomóc jej najbliższym.

A czy ta sytuacja, kiedy miałeś bezpośrednio styczność z osobami, które na własnej skórze odczuły tragedie wojny, zmieniła Cię? Zmusiła do refleksji?

– Kiedy wczoraj w gazecie czytałem, że gdzieś na świecie wybuchła kolejna wojna, przyszła mi myśl, że przecież może ona u nas wybuchnąć w każdej chwili. I oczywiście, boję się o siebie, ale w szczególności się o swoje dziecko. Chcę, aby było bezpieczne, żeby zachowało swoje życie. 
Moja córka ma tylko trzy latka. Ja potrafię wyobrazić sobie, że wojna nadejdzie i… Wiesz, my jesteśmy dorosłymi ludźmi i możemy być załamani, ale sobie poradzimy. Dzieci jednak… Nie chcemy jako rodzice, aby widziały one, czym jest wojna, bo to okropne…

Przejdźmy może do bardziej pozytywnego wątku…

– Zdecydowanie, to dobry pomysł…

Właśnie… Na jakim etapie kariery jesteś? Wiadomo, o wiek się nie pyta, ale faktem jest to, że w szatni najmłodszy nie jesteś…

– Nie no, ja mogę mówić! Za parę miesięcy skończę 36 lat i tego nie oszukam. Jak to jednak trener Rudolf Roháček mówi, że wiek to tylko liczba. To zależy jedynie od głowy, od myślenia – jeśli chcesz czuć się staro, to czujesz się staro, jeśli młodo, to młodo… Wiadomo, nigdy nie wiesz, kiedy skończysz karierę. Ja mogę skończyć po tym sezonie, mogę po następnym… Fajnie mieć jednak młodych zawodników w szatni, bo jak ich widzisz, to czujesz się, jakbyś był w ich wieku,

Masz już plan B?

– Cieszę się z tego, co udało mi się już zarobić. Mamy z żoną kilka apartamentów, kilka działek, więc myślę, więc, że deweloperka to branża, którą mógłbym zając się po karierze.

Jedna rzecz, którą chciałbyś osiągnąć jeszcze przed końcem kariery?

– Zawsze powtarzałem, że chcę zakończyć karierę, jak zostanę mistrzem. Chcę ją zakończyć, będąc na szczycie.

Rozmawiał: Jakub Noskowiak

Część druga w sobotę

Liczba komentarzy: 0

Komentarze

Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze. Zaloguj się do swojego konta!
Wypowiedz się o hokeju!
Shoutbox
  • Giovanni: Dla nich jest lód za śliski hehehe
  • emeryt: Pascalu mnie cieszo małe rzeczy,mnie mecz sie podobał,nasi dali maxa,fajne widowisko,dużo Polskich kibiców,23:30 a na polsacie dalej o hokeju,czego chcieć wiecej...
  • Giovanni: Idę lulu
  • kunta: hanys WSZYSCY wiemy jaka jest siła polskiego hokeja, ale gdyby jutro w jakimś światowym mityngu LA Polak pobiegł 100 m w czasie 9,99 to byłby pod niebiosa wychwalany, chociaż pewnie oznaczałoby to ostatnie miejsce. W takiej samej sytuacji jest nasz reprezentacja hokejowa.
  • Arma: Ciężko żeby nie kosztowały wiele skoro taki intensywny mecz jak ze Szwecją, nasi grajkowie zagrali ze dwa w karierze a teraz grają taki dzień po dniu
  • Stoleczny1982: Kalaber by sie dogadal ze Slowakami zeby jakis punkcik nam darowali no ;-)
  • kunta: Robią coś, na co im tak naprawdę nie pozwala wyszkolenie i umiejętności.
  • emeryt: pukniemy Niemców,róbcie screeny kochani
  • kunta: Na co nam ten punkcik?????
  • kunta: @eme: w siatkówkę :)
  • kunta: Róbcie screeny:)
  • emeryt: kuncie uwierz
  • kunta: ...Ale gdyby tak było, a Germanie już nie zdobyli pkt (w co wątpię), to idę do Ciebie na rękach, gdziekolwiek mieszkasz emerytku.
  • emeryt: przyjme Cie kuncie bobem i solo:)
  • kunta: Lubię.
  • Arma: Jak tak patrzę na tą Elitę to mógłbym się przyzwyczaić do rywalizacji z Niemcami czy Łotwą, smutno będzie wrócić do emocjonowania się peryferią
  • emeryt: dobranoc Państwu.
  • hanysTHU: Co zrobić? Nie zmieniać składu na siłę!
  • hanysTHU: I tyle
  • hanysTHU: A widzisz jakieś zwycięstwa?
  • hanysTHU: Mogliby wdoopiç trzysta do zera ale nie po takiej grze...niektórzy to obsrani będą do końca roku.
  • narut: dobranoc Szanownemu Panu Emerytowi
  • Luque: Panowie dajcie sobie siana co poniektórzy...
  • Luque: I zrozumcie w końcu że musimy zagrać wybitny mecz lub wybitnie szczęśliwy jako drużyna żeby się utrzymać
  • hubal: i tu cie mam Giovanni
    śledzisz wioskę z której jesteś
  • mario.kornik1971: pesymiści i zakompleksieni krytycy, którzy w chałupie nie mają nic do gadania powychodzili z kanałów
  • hubal: mario my mamy święto hokeja
    a te cepy z kanałów tam wrócą
  • mario.kornik1971: Tak jest hubal
  • hanysTHU: Brak krytyki to przyklejony na siłę banan do gęby.
  • hanysTHU: I komu tu zależy na utrzymaniu?
  • Luque: Skrytykujesz na koniec
  • mario.kornik1971: zmień zainteresowania,bo cierpisz
  • hanysTHU: Ktoś tu pisze o kompleksach.Głaszcząc po główkach i mówiąc ,że jest dobrze a jest odwrotnie to co to jest? Wpieprzanie kogoś w kompleksy właśnie. Potem rzeczywistość walnie jednemu i drugiemu na łeb i co? Efekty widać...gdzie są gwiazdorzy?
  • hanysTHU: Albo żyjesz albo udajesz.
  • hanysTHU: I tyle.
  • mario.kornik1971: właśnie już Ci walnęło
  • hanysTHU: Czytaj słowo po słowie a potem pusz.
  • hanysTHU: Pisz
  • mario.kornik1971: Leszek Pisz
  • hanysTHU: Kopyto dobre mioł
  • Luque: Po główkach myślę nikt nie głaszcze, wszyscy widzą że brakuje Naszym szczególnie PP takiego jak w Nottingham... Ale mimo wszystko dalej trzeba grać a nie płakać że nogą się gdzieś powinęła, to jest sport
  • mario.kornik1971: z wolnego,przegigant
  • hanysTHU: Tylko ,że ta gra nic nie przynosi.
  • mario.kornik1971: popatrz na całokształt
  • hanysTHU: Wysypią się zaraz gieksiorze ale mój ulubieniec nie powinien być w kadrze
  • hanysTHU: Słabo z tyłu to niepewność z przodu.
  • Luque: Pora zobaczyć ten mecz na wideo i zobaczyć że za bardzo gubili krycie pod bramką i za miękko pod bandami w tych pierwszych 30 minutach meczu, przemyśleć to i grać dalej swoją grę
  • hanysTHU: Właśnie całokształt mnie przeraża. Nie jaram się przebłyskami.
  • hanysTHU: Nie chcę sypać nazwiskami ,bo czasu braknie
  • hanysTHU: I nie ma tłumaczenia. To są zawodowcy. A przynajmniej powinni nimi być...
  • hanysTHU: Jutro zaś bomba...
  • hanysTHU: I bądź tu człowieku grzeczny;)
  • Luque: Rozumiem, że liczysz na to że ich ogramy bez sztycha...
  • jastrzebie: Oprawa meczu w Ostravie to jest coś fantastycznego.
  • rawa: Co do Jasia to już pisołech, że chłop jest bez formy i co najwyżej może im w Czechach ciasto na knedle kulać. Ale nie tylko dzisiaj Jasiek zaj… mecz. Najważniejszy mecz na tej imprezie dla nas w walce o utrzymanie a cała drużyna się przez pół meczu w thlowskim stylu ślizga. Dziubek po meczu ze Szwecją się nagadał a jakoś tej walki nie było przez 60 minut.
  • jastrzebie: 30 minut do kitu ale w przewagach też bardzo słabo
  • mario.kornik1971: wygrana z Kazachstanem zamknie nam mordy
  • rawa: Co tam przewagi, oni mają problem z wymianą podań w tempie.
  • rawa: Mario oby tak było
  • hubal: z Kazachami 1-0 by łukaszenke wku3wić
  • rawa: Let's go Panthers
    Trzeba zamknąć serię z Miśkami dzisiaj
  • rawa: Geekie 1:0 dla Bostonu
  • dzidzio: na razie kocurki zabierają się za miśki tak biało czerwoni brali się za trójkolorowych
  • dzidzio: choć tutaj jest na czym opierać pewność siebie
  • rawa: Bardzo słaby początek Kocurów
  • rawa: Miśki grają o być albo nie być
  • dzidzio: no tak więc wiedzą że już nie ma innych opcji tylko ten mecz został
  • rawa: Jedno jest pewne, bedzie się działo
  • rawa: Boston zaczął w końcu strzelać
  • dzidzio: rawa jak tam wojaże ostrawskie?
  • rawa: Piątek rano lecę do Kato a potem na mecz ze Stanami. Będę też na meczu z Niemcami. Niestety w poniedziałek rano będę musiał wracać.
  • rawa: Byłeś już na jakimś meczu?
  • dzidzio: na meczu otwarcia
  • dzidzio: polecam fajny klimat i atmosfera 2 strefy kibiców luźna atmosfera bez spiny
  • rawa: I tak powinno być wszędzie
  • dzidzio: inną sprawą że trafił się taki emocjonujący mecz to dodatkowo nakręcało klimat i atmosferę
  • dzidzio: wtedy to by nie byłoby to świętem i odskocznią od regularnego sezonu
  • rawa: Napewno każdy mecz jest niesamowitym przeżyciem a w szczególnoście mecze Naszych.
  • rawa: W końcu Reinhart 1:1
  • rawa: Paul Maurice ich opierd.olił i zaczeli grać.
  • dzidzio: Widać że grali tak od nie chcenia
  • rawa: Piekna akcja Bostonu i 2:1
  • dzidzio: pięknie rozmontowana obrona
  • rawa: Kocury więcej strzałów mieli w osłabieniu niż Boston w tej przewadze
  • rawa: Ale Bobo teraz obronił
  • dzidzio: Krążęk meczowy to mógł być
  • rawa: Słupek
  • rawa: W trzeciej będzie się działo
  • dzidzio: kocury z pewnością nie mają zamiaru wracać do Bostonu
  • rawa: Lepiej to zamknąć teraz u siebie niż dawać tlen przeciwnikowi.
  • rawa: Znowu Bob d.upe Panterom ratuje
  • rawa: Ciężko dzisiaj Kocurom idzie. Misie dobrze grają.
  • rawa: Ekblad jeszcze karę zrobił.
  • rawa: Pasta mógł zamknąć mecz ale Bobo górą
  • rawa: Pusta brama Kocurów
  • rawa: Swayman ściana dla Kocurów
  • rawa: 2:02 do końca
  • rawa: 48 sekund
  • rawa: 20 sekund
  • rawa: Boston górą. 3:2 w serii.
    Wracamy do Miśkowni na szósty mecz.
Tylko zalogowani użytkownicy mogą korzystać z Shoutboxa Zaloguj się!
© Copyright 2003 - 2024 Hokej.Net | Realizacja portalu Strony internetowe