Andrew Crescenzi specjalnie dla HOKEJ.NET: Polacy z każdą minutą czuli się coraz pewniej
26-letni Kanadyjczyk Andrew Crescenzi zdobył wczoraj gola na 3:3, który przedłużał nadzieje HC Bolzano na triumf w starciu z GKS-em Tychy. Specjalnie dla HOKEJ.NET podzielił się swoimi spostrzeżeniami zaraz po zakończeniu przegranego przez jego zespół meczu.
HOKEJ.NET: Byliście faworytami dzisiejszego spotkania. Jesteście uważani za jedną z większych pozytywnych niespodzianek tej edycji HLM, natomiast GKS Tychy to drużyna, która nie potrafiła jak dotychczas wywalczyć nawet punktu. Co zatem poszło nie tak z waszej strony w tym spotkaniu?
- Polska drużyna wysoko zawiesiła poprzeczkę. Czterokrotnie obejmowali prowadzenie w meczu. My co prawda doganialiśmy ich za każdym razem, aż do stanu 3:3, ale to było wszystko co mogliśmy zrobić w tym meczu. Przez to, że nie umieliśmy odskoczyć gospodarzom, oni nabierali coraz większej pewności, no i na końcu już nie potrafiliśmy na to nic poradzić.
- Jak rozumiem ekipa GKS-u Tychy nie była ci wcześniej znana. Miałeś okazję dzięki rywalizacji w HLM spotkać się z tą drużyną. Jak oceniasz poziom zespołu z Tychów?
- Polacy to naprawdę twarda drużyna. Nie wystraszyli się nas, nie ugięli się przed tym, że uważani byliśmy za faworytów tego starcia. Zagrali z nami bez obaw, kreowali sytuacje w ataku, czego wynikiem były zdobywane przez nich bramki. Z każdą minutą czuli się na tafli coraz pewniej i to ich napędzało. Pokazali naprawdę dobry hokej.
- Wiadomo, że dla każdej drużyny priorytetem są rozgrywki krajowe. W waszym przypadku dodatkowo skupiacie się na obronie tytułu mistrzowskiego, co wiąże się z tym, że każdy mecz zapewne jest jeszcze trudniejszy niż w poprzednim sezonie, gdyż rywale za wszelką cenę chcą wygrać z mistrzem ligi. Czym jest zatem dla was rywalizacja w HLM?
- Rywalizacja w Lidze Mistrzów jest bardzo ciekawym doświadczeniem. Taki zespół jak na przykład Skellefteå AIK, z którą przyszło nam się mierzyć w fazie grupowej, to w mojej opinii ścisła czołówka europejska, a zatem rozgrywki te dają nam możliwość współzawodnictwa z lepszymi drużynami niż znane nam ekipy z ligi EBEL.
- Przegrana w Tychach skomplikowała nieco waszą sytuację w tabeli grupy C. W przypadku wygranej mielibyście awans w kieszeni. Jak zatem podchodzicie do ostatniego meczu fazy grupowej, który we wtorek rozegracie we własnej hali z mistrzem Polski?
- Sytuacja jest napięta i jak na razie dalej wiemy, że nic nie wiemy. Przed nami ostatni mecz, w którym nie możemy zdobyć mniej punktów niż IFK Helsinki w starciu ze Szwedami. Na szczęście nie musimy wywalczyć więcej „oczek” niż oni, bo mamy lepszy bilans starć bezpośrednich z IFK, ale we wtorek trzeba będzie wspiąć się na wyżyny, bo nawet wygrywając z GKS-em za 2 punkty, nie mamy pewności, czy to wystarczy do awansu.
Rozmawiał: Dawid Antczak
Andrew Crescenzi jest napastnikiem. W bieżącym sezonie debiutuje na europejskich taflach. Jak dotychczas grał jedynie w Ameryce Północnej, gdzie głównie rywalizował na bezpośrednim zapleczu NHL. W AHL rozegrał blisko 330 spotkań, zdobywając w roku 2015 Puchar Caldera z ekipą Manchester Monarchs. W ubiegłym sezonie doczekał się wreszcie upragnionego debiutu w najlepszej lidze świata. Wystąpił w dwóch spotkaniach Los Angeles Kings, a w ekipie Ontario Reign w AHL pełnił funkcję alternatywnego kapitana zespołu.
Komentarze